tam tylko będą drzwi, jak się wejdzie po schodach. Na dole szynk, a to będzie na piętrze.
— Przyjemne jakieś miejsce, na dole szynk, a ono na piętrze... — śmiał się Ryszard.
— Pałaców nie mamy. My nie hrabie.
— Ja także nie jestem hrabią i nie mieszkam w pałacu.
— Przyjdziesz pan?
— Dobrze. Przyjdę. Tylko, żeby mi tam byli już wszyscy wraz, bo trzeci raz nie myślę na próżno czasu tracić.
— Godzina dziewiąta wieczór, to ludzie z roboty zejdą i dopiero wtedy mają czas. To tam partya będzie.
Podniósł się i podał im rękę. Gdy miał wychodzić, zwrócił się do żony szewca:
— A możeby tak pani bez wszelkich ceregielów przyjęła ode mnie, powiedzmy, pożyczkę na leczenie, na wyjazd na wieś, choćby ot do jednej wsi nad Wisłokiem? Tobym tu przysłał pieniądze i list z adresem, gdzie jechać...
— Nie, nie! Nic do ręki! Jeszcze czego! Partya da — dobrze. Partya nie da — ha, trudno.
— Jeśli tak...
Wyszedł z tego mieszkania i z rozkoszą odetchnął powietrzem.
W ciągu paru dni następnych namyślał się, — iść, czy nie iść. Najłatwiej byłoby nie pójść, zlekceważywszy ową „partyę“, zwłaszcza po obejrzeniu z blizka przedstawiciela i przedstawicielki tych „Mścicieli“.