robki robotników rolnych w „krajach ościennych“ psuje się ceny, a, co gorsza, przez szerzenie bardzo ładnych z wierzchu, lecz złudnych ideałów, stawia na porządku dziennym kwestyę socyalną tam, gdzie jej — „dzięki Bogu“ — dotąd nie było. Wtedy odezwał się raz jeszcze, że takie pojmowanie i traktowanie tej sprawy zemści się srogo na szlachcie. Gdy ona nie chce rozpatrywać, badać i rozwiązywać kwestyi socyalnej po ludzku, to ta kwestya sama dopomni się tutaj o rozwiązanie. Pocznie walić pięściami, a — oby! nie żelaznym drągiem — we drzwi pałaców i dworów. Wtedy jeden z obecnych, człowiek bardzo poważany dla wieku, mądrości i majątku, odezwał się ze skromnem ostrzeżeniem Nienaskiego, by uważał na siebie również. Kwestya socyalna może i jego, który jej szuka i który ją wywołuje, jak wilka z lasu, pierwszego kłami swymi poszarpać i zmieść z galicyjskiej widowni. Te słowa, które w pierwszej chwili zlekceważył, przypomniały mu rozmowę ze Żłowskim. Postanowił zadać kłam twierdzeniom owego magnata, wchłaniać w miarę sił pierwiastki biedy polskiej i przeistaczać je w miarę możności na żywioł nowej pracy. To zdecydowało o wizycie. Wieczorem w naznaczony czwartek pojechał fiakrem aż do wskazanego miejsca. Z pod bramy odprawił woźnicę i szedł po omacku. Na dole brudnej kamieniczki znalazł szynk zapowiedziany. Obok tego szynku, ciemną sionką szło się na schody. Drogę wskazywała naftowa lampa, której kopeć wymalował na ścianie czarną infułę. Z dołu dochodziły tony harmonijki, wrzask pijaków i charkot dziewek. Nienaski wszedł na
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/223
Ta strona została skorygowana.