Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

— E, bo my są już takie z rodu zatwardziałe... — szyderczo wyseplenił jeden mały, z blond wąsami, zrudziałemi od dymu papierosów.
— Tak, tak jest, czy owak — do rzeczy! rozkazał Nienaski. — O co chodzi? Dostaję tu papierki. Podpis „Mściciele“. Pieczęć, jak koło od armaty. Żądanie, żebym przyszedł, to tu, to tam. No, więc, przyszedłem. Co jest? — zapytał z krakowska.
Wydobył z kieszeni owe inwitacye i rzucił je na stół.
— Co jest? — my się to samo spytamy, — rzekł ów z kąta, w kapeluszu. — Z czem pan tu przyszedł?
— Z zapytaniem: czy to wy jesteście „Mściciele“
— No, niby... — mruknęli w kilku.
— A mścić się chcecie na kim i za co?
Starszy nieco człowiek, siedzący wygodnie w rogu kanapy, tęgi z grubym karkiem i wołowemi oczyma, odpowiedział:
— To tam już nie pańska rzecz, tylko nasza!
— Właśnie, że i moja. Tak samo odczuwam krzywdę nędzy, jak i wy!
— A ten automobil, co go pan targowałeś u Walfisza, będzie dwa tygodnie temu, — to i on dla tej nędzarskiej krzywdy? Jaśnie pan nie pamięta, bo i skądże? A ja ta stał wtedy i pokazywał zalety tego auto. Szyk maszyna! Tylko, że gdzież to można spamiętać? Robociarska morda, — spamięta to taką fizys?
Nienaski uczuł się niemile pobitym. W istocie na prośby Xenii, dopytywał się o cenę automobilu,