czy publiczny? — wykrzyknął ktoś z istnych kłębów dymu.
— Ten automobil będzie mój, jeśli go kupię. I z niego zdam rachunek, ale nie przed wami!
— Przed sobą... — roześmiał się Rudolf.
— Przed całym „ludem“... — poprawił tego Rudolfa lokaj Witold.
— No, jużci nie przed tobą, rzetelny świadku! — ciął go Nienaski bezlitośnie ostrem słowem.
— Przed jaśnie panią! — odparował tamten.
Nienaski przez chwilę dusił w sobie odruch, później gwałtowną odpowiedź.
Ciągnął spokojnie:
— Tworzę za odziedziczone pieniądze kopalnie, kupuję maszyny, zakładam kolejki, buduję domy, składy, prowadzę szosy. Kto niema pracy i żyje w nędzy, niechże przychodzi. Dostanie pracę, zarobek większy, niż gdziekolwiek, największy, na jaki starczy tych odziedziczonych pieniędzy. Zarobi sam i wejdzie w koło właścicieli tych kopalń. Zakładam roboty publiczne. Tego przecie żądał wasz nauczyciel i mistrz, sam Żłowski. — Głodny jesteś i biedny, — chodź i pracuj, odziej się i jedz!
— To ja rzucę kopyta i pójdę węgiel w ziemi kopać? — wrzasnął z dziką furyą szewc Dąbrowski.
— Ci, co teraz boso chodzą, zarobiwszy na buty, obstalują je u pana po dwie pary. W kopalni zarobią, a pan nie nastarczysz z robotą!
— Socyolog z pana i dobrodziej! Buty ludziom wdziewa na bose nogi... — śmiał się ów Rudolf.
— Pewnie, że większy, niż z pana, który nic nie
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/230
Ta strona została skorygowana.