omylne. To też Nienaski zbiegł z drugiej pochyłości schodów, minął smrodliwą sień i poczuł płucami powietrze. Puścił się w długie podwórze, oświetlone daleko, w połowie odległości od bramy latarnią naftową, umieszczoną na słupie. Gdy był w kręgu światła tej latarni, drgnął od nagłego huku — i od czegoś niepojętego, co się z nim stało. Przywidziało mu się, że to ten szewc Dąbrowski teraz go w plecy drągiem, czy kamieniem potrącił. Ale wokół była pustka. Nikogo! Dał się słyszeć drugi huk — ale już jakby w oddaleniu. W tejże chwili — przeraźliwe uczucie braku tchu... Nie mógł zrozumieć, co to? Łapał rękami powietrze i z ciężkim trudem szedł do bramy. Była równa droga, a wlókł się ni to pod górę, na pionową ścianę. Widział już wrota, a nie był w stanie dojść! Zachwiała się, poczęła wahać i kołysać się ziemia pod nogami. Naraz z ust — woda jakaś — czy co? Zatknął sobie usta i wtedy domyślił się gorzko:
— A... krew...
Spłoszona przeleciała myśl:
— Xenia się przestraszy...
Po chwili zdziwiło go, że już nie idzie, lecz leży na boku i że ta ciepła krew wciąż tak łagodnie odchodzi ustami. Obtarł się chustką — i jakoś ustała.
— Nic ważnego... — pomyślał.
Postanowił odpocząć tak chwilę i formalnie bał się, że w powalanem ubraniu wróci do domu. Tak ne lubiła, gdy był zabrudzony pyłem węglowym — a cóż dopiero cuchnącem błotem tego podwórza. Wtem szepty, gwar, chlupanie nóg w błocie. Kilku
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/235
Ta strona została skorygowana.