Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

znajome, przyjaciele, inżynierowie, technicy... Jęk wśród nich. Szept żalu. Radość w sercu chorego: tylu dobrych ludzi na świecie! Tylu przyjaciół! Już nie jest sam. Już nie w tej wodzie. Nie na tym brzegu. Nie wśród tamtych, lecz wśród tych, w ramionach Xenii. Dziękował Bogu z głębi swego serca. Szczęśliwy go ogarniał sen. Cichy sen. Wleli mu coś w usta. Pozwolili spać. Wszyscy wyszli, oprócz niej, która klęczała obok łóżka. Och, jakaż cisza i radość w sercu głośno bijącem! Sen był niedługi. Przeistoczył się w ocknienie, pełne przeraźliwej boleści ducha i niewysłowionej jasności pojmowania. Ryszard namacał ręką włosy Xenii i przyciągnął ją ku sobie. Przychyliła usta do jego ust i słuchała, gdy jej mówił w straszliwem swojem natchnieniu:
— Ja umieram...
Usłyszał pisk jej boleści, ale go to nie wzruszyło. Mówił do niej spokojnie, rozkazująco:
— Słuchaj! Jeżelibyś chciała po mojej śmierci w życie lekkomyślne popaść, w brud, w rozpustę duszy, — przyjdę po ciebie i zabiorę cię. Słyszysz to?
— Słyszę!
— Chcesz, żeby tak?
— Chcę!
— Sama chcesz?
— Sama! Jeśli się stanę podła, tak chcę! Przyjdź po mnie i zabierz!
— Pamiętaj!
Przez chwilę milczał. Poczem znowu rzekł z trudem:
— Teraz daj papier i ołówek! Prędko!