Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/247

Ta strona została skorygowana.

on fałszywie. Ta jego łagodność i prawdziwa dobrotliwość obudziła w sercu Xenii płomień dawnej czynnej i żywej dla ojca miłości. Stary pan spostrzegł i poczytywał za dobry ten objaw, za znak przebudzenia się duszy w biednej, a tak ślicznej wdówce. Tymczasem było przeciwnie. W niej właśnie wrzała szalona walka dwu miłości, do ojca i do zmarłego. Te dwa czucia mocowały się w obrębie jej jestestwa, jak gdyby w templum zamkniętem. Doskonale rozumiała, czego chce i dokąd zdąża ojciec. Patrzyło to z jego oczu. Wiedziała również, czego się od niej domaga Ryszard.
Drżało jej serce od wspomnień na ostatnie jego zaklęcia. Była jak gdyby widzem, — gdy w niej samej, w jej wnętrzu szła miłość na miłość, gdy się ciskały na się, zwierały i biły w jej sercu. Chyliła się to tu, to tam. Ojca kochała starą, wrodzoną, niepojętą czcią. On — to była przecie ona sama. Wsączył w nią wszystkie swe uczucia, chcenia, pasye, pojęcia rzeczy, ludzi, piękna, ponęt, świata. Lecz ten drugi, zdobywca, wdarł się w nią z miłością drugą, z jej niewysłowionem pięknem, które tak polubiła, — z dumą swoich uczynków, której widok ją zachwycał aż do szału, choć mu tego nigdy, zgodnie ze swą naturą, nie wyznała. Teraz broniła go w sercu swem przed ojcem, to znaczy, przed sobą. Bo już go nie było na ziemi, a ona stała się teraz na ziemi jego instancyą, wyobrazicielką, zastępczynią, jak gdyby samym nim. Tak to się w niej umarły zataił wszystek. Walczył ze wszystkiem, co było z ojca. Pan Granowski, mimo przebłysków polepszenia, nie mógł dostrzedz rekonwalescencyi na dobre w usposobieniach Xenii, nie