Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

widział końca tej nudzącej go melancholii beztreściwej, tej — „nienaszczyzny“...
Postanowił tedy jakoś radzić. Wydało mu się, że najlepiej będzie dążyć do ocknienia w niej kobiety, zmysłów, żądzy życia. Widział, że sam takiej kuracyi nie potrafi przeprowadzić, tembardziej, że się zaangażował w owo opłakiwanie zmarłego, dla pozyskania władzy nad sercem córki. Trudno było teraz wystąpić w innej roli. Któż wie, czyby wszystkiego nie zepsuł? Wezwał tedy do pomocy dawne przyjaciółki Xenii, jej protektorki i mistrzynie — panie Topolewską i Żwirską. Przybyły najchętniej, tem skwapliwiej, że przecie teraz Granowscy de Granno to pachniało milionami. Pole się otwierało olbrzymie przy tak wielkim majątku, a „draba“ nadzianego morałami i komunałami wcale już na świecie nie było. Gdy Xenia po raz pierwszy zobaczyła panią Lentę w cichym dworze nadwisłockim, skinęła jej tylko głową, zamknęła drzwi do swego pokoiku i nie wyszła do stołu. Lecz te panie umiały rzecz prowadzić. Nie przeciwiły się „chorej“. Czekały, kołując zdala. Chodziło im przecie tylko o rozweselenie żałośnicy. Pani Sabina puściła się na wszelkie sposoby, żeby ją rozerwać. Więc przede wszystkiem anegdotki, opowiadania przy stole, niby nic jej, tylko wszystkim, szczególniej o żydach, z bajecznem naśladowaniem żargonu, najnowsze „kawały“ niewinne i wesołe, wprost niezwalczone. Gdy cały stół i służba za drzwiami, domownicy i goście, pokładali się od śmiechu, i Xenia roześmiała się kilkakrotnie. Wprawdzie po tem było jej jeszcze gorzej, ale wyłom był już zrobiony. Potem