do Popradzkiego jeziora i zapatrywać się godzinami na Gerlach, Łomnicę, albo Rysy. Lubiła błąkać się z kimkolwiek po niezmiernych lasach, spływających w Wielką dolinę. Odbywała dalekie spacery z Łomnicy aż do Szczyrby, często nocami — w towarzystwie byle kogo, bo zawsze w milczeniu. Kochała kwiaty i nigdy niekoszone łąki leśne tameczne, które słońce południowe hoduje od wieków. Często na ławeczce w lesie spędzała długie godziny, patrząc się w czarujący pejzaż wielkiego rozdołu.
Opiekunki liczyły na to, że na jesień tego roku uda się wywieźć Xenię do Paryża. Ale kiedy raz w rozmowie wspomniały przelotnie o Paryżu, zlękły się obiedwie. Stała się blada, dzika i zła. Ponuro zajaśniały jej cudne oczy, gdy je wlepiła w panią Lentę. Rzekła do niej właśnie, że już nigdy, przenigdy do Paryża nie pojedzie. Coś niejasnego dodawała o tem, że Ryszard musiał się błąkać w ulicach tego miasta, szaleć z męczarni i aż do śmierci dochodzić dzięki pewnemu listowi. Coś jeszcze dziecinnego gaworzyła o tem, iż ona teraz pokutuje na tych samych ulicach, chodzi za nim krok w krok, gdzie tylko był, gdzie tylko był... Tam gdzie ją podpatrywał, gdzie ją ścigał, gdy jechała w automobilu z jednym... Znowu spojrzała na panią Lentę, i uśmiech niewiarygodnej w tem dziecku mściwości zajaśniał w jej twarzy.
Trzeba tedy było z tym projektem Paryża — zaczekać.
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/250
Ta strona została skorygowana.