że nie on jeden powziął w tym czasie takie postanowienie, więc sprawa była dosyć zagmatwana. Drugim najbardziej zdążających do tego celu był poeta Wacław Jaktor. Był to człowiek nieco schorzały, przesiąknięty „kulturą łacińską“ tak dalece, iż literalnie cuchnął cytatami. W każdej rozmowie wychodził stamtąd, albo tam wracał. Wciąż miał na ustach Tête d’Or, albo La Ville Clandel’a, przytaczał Jammes’a, Peguy, Retté... Już na koncercie egzaminował Xenię z tych autorów. Miała nieszczęście wspomnieć o innych pisarzach, których lubiła. Wtedy z dzikim ferworem począł walczyć z krytykiem Andrzejem Suarez’em, szczególniej za jego rozprawy o Stendhalu i Dostojewskim. Xenia w nieuctwie swem sądziła, że ów Suarez jest może obecny na tymże koncercie, skoro tak rozjusza poetę. Jak gdyby dla uśmierzenia swego gniewu Jaktor wydobył małe tekturowe pudełeczko, otworzył je i ukazał wewnątrz szaro-srebrzyste pigułki. Podsunął to Xenii.
— Co to jest? — spytała uprzejmie.
— Haszysz... — odpowiedział poeta z niewymowną naturalnością.
Ona uśmiechnęła się i przecząco potrząsnęła głową. Po chwili przyszło jej na myśl dziwaczne zachcenie... Nachyliła się, niby to oglądając pigułki i prztyknęła od spodu w to pudełeczko, aż cała jego zawartość rozsypała się po loży. Przeprosiła za ten swój wyskok bardzo grzecznie poetę, mówiąc z nieśmiałym uśmiechem, że jej taki uczynek podszepnięto...
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/255
Ta strona została skorygowana.