Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

Poeta się obraził, — z lekka zresztą. Ale wtedy spytała go z uprzedzającą, nizką pokorą:
— Proszę pana, chciałam o jedną rzecz pana zapytać...
— Słucham, pani.
— Dlaczego pan nic nie robi?
— Ja nic nie robię! Ależ, pani! któż pracuje, jeżeli nie ja?
— A co pan robi?
— Jestem... lirykiem... — rzekł z bolesną samokrytyką.
— Ja się dziwię...
— Czemu się pani dziwi?
— Że pan jest taki, z temi pigułkami... pan na mnie sprawia wrażenie człowieka, który nic nie robi. Pan musi być bardzo lękliwego usposobienia. Ale może się mylę...
Poeta patrzył w nią oczyma, w których malowała się bezdenna nienawiść. Wnet jednakże schował ten nastrój. Przybrał zwykły wyraz, wyraz zawrotnej melancholii. Xenia patrzyła na niego z pod oka i rzekła bardzo cicho:
— Prawda, panie, że ten pan Leszek Śmica to jest demon korytarzowy?
— Nie wiem nic o panu Śmicy.
— Ja także
— A dlaczego pani tak go nazywa?
— Ja go się o jedną rzecz zapytam... — szepnęła. — Panie! — rzekła do Śmicy.
— Słucham!