Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/260

Ta strona została skorygowana.

Wnoszono z pośpiechem i rozstawiano talerze. Starszy garson spisywał na karcie zamówienia. Xenia, gdy na nią kolej przyszła, zamówiła jakieś mięso, a po chwili dodała:
— I flaszkę Roederera...
Pani Żwirska rzuciła w stronę pani Saby porozumiewawcze spojrzenie. Pani Topolewska powtórzyła strofkę swej piosenki i końcem języka oblizała górną wargę. „Panowie“, których było ze siedmiu, naradzali się między sobą bardzo intensywnie. Xenia nachyliła się do pani Sabiny i szepnęła:
— Niech ciocia da nieznacznie znać temu dryblasowi Śmicy, że ja za niego zapłacę. Jeżeli jeszcze który nie ma pieniędzy, to także...
— Ależ, Xeniu, to są ludzie z towarzystwa!...
— Ja wiem, z jakiego oni są towarzystwa. Niech ciocia się przypatrzy, jak usiłują jedni drugich naciągnąć. A żaden nie ma gotówki... Po co to?
— To nie nasza rzecz płacić rachunki!
— Ja chcę płacić za siebie i za tych, którzy są ubodzy. Przecie Śmica jest ubogi, pochodzi z jakichś łyków. Dziś się upiję, bo jestem bardzo smutna.
— A kiedyż ty jesteś wesoła, moje dziecko?...
Pani Sabina wzruszyła ramionemi, lecz, ostatecznie, porozumiała się ze Śmicą. On słuchał tego ze zmarszczoną powieką, z wyrazem dumy na twarzy.
Koniec końców wzniósł oczy w górę i westchnął. Rzecz była umówiona. W trakcie tego Xenia myślała:
— Żebym to mogła poznać jakiego człowieka. Człowieka starego i dobrego, któryby znał świat nie