Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

po naszemu, nie po babsku. Z nikim mię nie zapoznał... A teraz co? Takie wycieruchy...
Śmiejąc się do wszystkich, wesoło dowcipkując, myślała jeszcze:
— Gdy już na dobre pojadę do kopalni, zapoznam się bliżej z ludźmi i gdzieś znajdę takiego, coby mi poradził. Ci „porządni“, co ich Ryszard tak wychwalał, inżynierowie, technicy, to — po pierwsze — nudziary i prostactwo, a — po drugie — takie same karyerowicze i aferzyści, jak i ci wszarze ze świata „sztuki“. Tylko spojrzeć uważniej — wszędzie to samo.
W głębokiej zadumie stwierdziła przed samą sobą:
— On to był jakoś inny. A!e też zrobił: — pociągnął mię ku sobie, a teraz zostawił samiuteńką. Ponauczał mię swoich sekretów, a kazał żyć wpośród tych. Jestem, jak chłopka, co to wyszła za pana. Chłopami się brzydzi a państwo się nią brzydzą. Żyj, jak chcesz.
Przyniesiono na wielkiej tacy hors d’œuvre’y, kanapki, rozstawiono kieliszki do wódek i koniaków. Xenia wypiła dwa kieliszki. Obok niej zajął miejsce Leszek Śmica, naprzeciwko był poeta Jaktor, dalej siedziała królowa snobinetek, żona dziennikarza Horna, która do szału, do ostatnich granic ekstazy uwielbiała wszystko, będące niejako na kadencyi mody w muzyce, malarstwie, na scenie. Dalej siedział w milczenie i zajadanie pogrążony znakomity publicysta Horn, dalej, już w sferze wpływów pani Lenty, pewien obiecujący kompozytor muzyczny Wannicki, — pod okiem zaś i pod ręką pani Sabiny łysawy po-