wieściopisarz Strawski, wreszcie kilku młodych ludzi, dobijających się sławy w dziedzinie już to malarstwa, już literatury. Nazwiska tych były poplątane i, w ustach znakomitego poety Jaktora, przeskakiwały z osoby na osobę, — o co się tamci nie gniewali. Początkujący wielcy ludzie. Gdy podano potrawy, Xenia piła kieliszek za kieliszkiem, które jej Śmica napełniał. Rozmawiała z nim o wszelakich rzeczach, zdając sobie wciąż sprawę, że oto pod wpływem wina wewnętrzne jej zmory przycichły. Oddaliły się od serca uciski. W pewnej chwili z dzikością pomyślała:
— Już to trzeba przyznać, że on mię oduczył wesołości! Literalnie wypruł ze mnie wesołość!...
Pierwszy raz od śmierci Ryszarda myślała o nim w formie on, nie w formie ty... Przypomniało jej się, że dopóki była sama i, zanim się w nim tak zakochała, świat dla niej był istnym cyrkiem. On ją chwycił na tę swoją wędę, jak wolną rybę z wartkiej rzeki. Zaczęły się smutki miłości. A teraz co? Świat — to cmentarz. A teraz co? — Umarł!
Podniosła do ust płaski kieliszek i chciwie ciągnęła złoty płyn. Zobaczyła w wielkiem lustrze odbicie swojej postaci i pierwszy raz od tylu czasów z rozkoszą i uwielbieniem dawnem przypatrzyła się sobie. Przegięła niepostrzeżenie głowę, dostrzegła nieposzlakowany zarys profilu swej twarzy... I oto żywiej, niż od płynu zagrała w niej dawna radość na widok piękności wizerunku oblicza.
— Brakuje mi to czego? — pomyślała.
Rzuciła brylantowy błysk spojrzenia po tych mężczyznach i uczuła w sercu kobiecą chciwość
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/262
Ta strona została skorygowana.