Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

płoty cudzych warzywnych ogrodów, — gdy się darł przez żywopłoty berberysu i dzikiego agrestu. Słyszała wciąż jego kroki, chlupanie błota i szelest, szastanie się, szurganie butów. Miał na bieliźnie tylko płaszcz, więzienny, zakonny, czy żołnierski, i długie polskie buty, wdziane na bose nogi. Tak długo dążył do tego domu, wędrowiec samotny, błędny tułacz, odszczepieniec od wszystkiego. Ludzie go nie zrozumieli, ukamienowali swą głupotą. Noc go smutna zaskoczyła w pielgrzymstwie...
Ale oto wreszcie trafił na mur, okalający willę i ogród, na mur, którego dachówką jest nieszczędnie rozsypane tłuczone szkło. Przyszedł od tyłu posesyi i — nic dziwnego — nie znalazł tam bramy, ni furtki. Czuła wszystkiemi jego czuciami, i łoskot jego strudzonego serca miała w swej piersi, ponieważ wszystko tej nocy i za wszystko wiedzieć mogła. Wsparł się na zimnym, cudzym murze. Widziała jego oczyma, gdy patrzał w okna jej sypialni, gdzie mieszka, jako Śmicy kochanka. Och, światło, światło księżyca, padające w okna Xenii, cudzej kochanki! Och, światło, światło! Leżało na szybach nieruchome, niezmienne, lśniło nieporuszone, — obraz przemocy, której nic złamać nie może. Podniosła się w jego piersiach waleczna moc przeciwko temu zwierciadłu potęgi szatana na ziemi, boleść zbyt wielka, ponad możność objęcia i zniesienia przez serce człowiecze. Nieprzebłagany anioł złego ukazał jego źrenicom w tych białych szybach szkła, w tem lustrze zapomnienia, dowód swojego tryumfu. Xenia słyszała ciszę tamtego ogrodu i patrzyła na dzieje uczuć, idące