Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

i błogosławiony za wszystko, com zobaczył i przecierpiał!
I zobaczyła sprawę najprzedziwniejszą — zarazem przebaczenie i zarazem samotną miłość wiekuistą.
Wtedy poderwała się w sypialni swej, jakby ptak przez świtanie ockniony. Cichy, radosny śmiech zaniósł się w jej sercu, jak za dawnych, pradawnych godzin dzieciństwa. Szeptała:
— Jestem niewinna, Panie! Ty widzisz sam duszę moją. Ani na jedną najkrótszą chwilę nie przestałam miłować tego człowieka. Ale otaczały mię pokusy wewnątrz mnie samej i tyle zdrad, tak wielka ponętność grzechów. Nie wiedziałam, co jest grzech, a co cnota.
Wstała. Na palcach zbliżyła się do okna i uchyliła ciężką, czarną żaluzyę. Gdy w szybach poruszyło się odbite światło księżyca, coś stało się w ogrodzie. Nie mogła zrozumieć... Zeszła po ciemnych schodach, minęła czarne pokoje. Bez szelestu poruszyły się szklane drzwi na dole. Blask łamiący się w nich znowu coś straszliwego wywołał w ogrodzie. Zeszła tam w towarzystwie Teresy Neville, która czekała na dole. Szły obiedwie poprzez ten sad bezszelestnie z palcami na ustach, żeby się najlżejszym ruchem nie zdradzić. Poruszały się między martwemi drzewami tak cicho i niepostrzeżenie, jakby były dwoma pasmami mgły. Zobaczył je przecie białe i napoły wyraźne, istne upiory, gdy mknęły uliczką ogrodu.
Dostrzegł, że u wylotu ciemnego szpaleru całują się, jak wówczas w mroku ulicy Notre-Dame des Champs i jak kiedy indziej na tle kościoła Madeleine.