Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

Nie poruszył głową, ani ręką nie skinął. Leżał w cieniu olbrzymiego drzewa topoli niewidzialny, mroczny, martwy. Było teraz tak, jakby o jego bytności nic nie wiedziała — było tak, jak zawsze, gdy się znalazła w towarzystwie Teresy. Weszły obiedwie do altany, ocienionej czerwonymi liśćmi dzikiego wina, skryły się doskonale i poczęły rozmawiać. Zawsze z nią było tak rozkosznie, tak dobrze i wesoło rozmawiać! Teresa wiedziała tyle rzeczy niedostępnych, spraw i sprawek tajnych dla młodej kobiety — wiedziała doprawdy wszystko o kobiecie i wszystko o mężczyźnie — znała się na zachodach, podstępach, przeszpiegach, pułapkach, na oszustwach i zdradach mężczyzn — umiała w każdej okoliczności rozpoznać manewr każdego z nich i w tej chwili oceniała bez błędu „jaki to jest nowy rodzaj zwierzęcia“. Od błysku oka zdolna była przeniknąć rodzaj ponęty, jakość zamysłu, siłę napaści i miarę łotrostwa mężczyzny przeciw kobiecie — a nadto władała olbrzymim zasobem wiadomości o mamidłach i oszustwach miłosnych, o rozkosznych i powolnych truciznach, jakiemi kobieta ma się bronić przeciwko niemu. Zresztą posiadła przez swe życie wiedzę o rozkoszy we wszelkich jej postaciach i gatunkach, sekretną znajomość tajemnic. Na każde pytanie miała odpowiedź zdumiewająco nieomylną. Była, jak wyrocznia.
Ryszard zawołał z cicha:
— Xenia!
Poprzez tyle dni i tyle nocy, poprzez takie morze żalu, z za siedmiu gór i siedmiu rzek tęsknoty odezwał się ten głos żywy, zabrzmiał w uchu. Tak znowu było,