Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

on. Dowiedziało się nareszcie w chwili tej serce przeszyte, czem jest miłość, i czem jest dla miłości — zdrada. Dowiedziało się serce jej, jakie było cierpienie tego Ryszarda, gdy ją podglądał w ulicach miasta Paryża. I tak oto wyrównała się miara — stanęły kędyś tajemnicze szale przedziwnej wagi. Miała w piersiach straszliwy krzyk, a nie mogła go wydać. Taki sam oto krzyk, jak ów jego, co się roztrącił o martwą ziemię. Podniosła ręce, ażeby go chwycić za włosy, ale się zsunął na tamtę stronę muru i chyłkiem uchodził. W zamglonem świetle księżyca poprzez rowy i żywopłoty, szurgając i szeleszcząc stopami po wodach i zaroślach, w ciszy tej nocy uchodził, uchodził...
Jakimże to sposobem wróciła się do tej izby straszliwej? I cóżeś to rozświetlił blady na suficie promyku? Cóżeś pokazał?
Zerwała się z łóżka. Usiadła. Sama jest w tym pokoju. Niema go! Poszedł! Chciała krzyczeć... Nie może! Ciężar na piersiach głos dusi. Ach, więc to tamten plugawy grzech tak się zemścił straszliwie. I zemstę rzucił jej na piersi. Odszedł. Pozwoliła nygusowi, pierwszemu z brzegu, podgiąć swą suknię i głaskać rękami kolana... Tak! To jest prawda! Pozwoliła mu bezczelnie patrzeć w swe oczy i sama długo w jego oczy patrzała. Tak! To jest prawda! Gdy ją w drugim pokoju przygarnął rękoma, gotowa była na wszystko. Czy na wszystko? Alboż wie?...
— Pójdź! Wszystko ci powiem! — szeptała w mrok, w jakimś kierunku, w kierunku, to drzwi,