kominki z zielonego, florenckiego, — odrzwia w jednych pokojach z ciemnego, w innych z sienneńskiego marmuru, — belkowania artystycznie kolorowane, — we dwu salonach dawne, jedwabne obicia na ramach. Meble i przedmioty zbytkowniejsze zostały przetrzebione w czasie zmian właścicieli domu. Znać było, że tę siedzibę przetrząsały od góry do dołu ręce dorobkiewiczowskie, a handlarskie zdarły ze ścian, gzemsów, a nawet podłóg, co się tylko dało na targu spieniężyć.
Z okien pierwszego piętra roztaczał się czarujący widok na miasto, leżące w dole. Widać je było całe, jak na dłoni, — od kościółka San Gervasio, niemal już wiejskiego, który wobec tylu murowanych przepychów w prostocie swej dochodził do prostactwa, — od wielkiego pola ćwiczeń wojskowych aż do pozamiejskich i zarzecznych wzgórz z mgłami drzew, osłaniających Monte Olivetto, Viale dei Colli, San Miniato i Torre del Galio. Tonęło w istnym koszu ogrodów, od spacerów w Cascine, aż do gajów oliwnych i kasztanowych na drodze do Settignano. Poza miastem, na złotem tle zachodniego nieba rysowały się wiecznie błękitne garby i łańcuchy gór lukkańskich, po których, niby szeregi czarnych mnichów zdają się wędrować procesye cyprysów.
Pan Granowski lubił, zasiadłszy przy otwartem oknie swego gabinetu, wpatrywać się w miasto, jak w rozłożoną księgę, — w tę ściśniętą na małej przestrzeni siedzibę człowieczą, która była w przeszłości zwierciadłem niemal wszystkiego, co życie zbiorowe wydać może. Przepadał był za Florencyą, zawsze i najchętniej wyrywał się do niej z wirów i przewro-
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/016
Ta strona została przepisana.