tów swego życia, żeby odpoczywać, choć przez dni parę niby na łożu kwiatowem. Teraz, gdy wiry życia, jak bestya pokonana i wierna z musu, ułożyły się u jego stóp, nasycał się ulubionem miastem dowoli. Oczy jego z przyjemnością i niemal z patryotycznem uwielbieniem spoczywały na rozmaitości zewnętrznej formy budynków, tworzących całość tyle harmonijną. Błądziły po masach marmuru Duomo, po kopułach Bruneleschi’ego, wieżach Giotta i Amolfa da Cambio, po szlaku złotego Arno i miękkich szlakach ogrodów Boboli. Z odległości dochodził do jego uszu tłumiony a ciągły szum, melodya gwałtu życia, którego zawsze tak namiętnie pożądał. Suchy różowawy pył zdawał się przesycać błękitne powietrze nad kopułami i powietrznemi wieżami.
W ciągu dni wolnych od upału pan Granowski puszczał się na odległe, samotne przechadzki w górę, powyżej od swej posiadłości, drogami zrazu obmurowanemi, jak forteczne bastyony, powstałemi prawdopodobnie wówczas jeszcze, kiedy to miasto było siedliskiem bankierów, optymatów i arystokracyi, wytwarzającej przemysły, sławne na świat cały, — kiedy niezmierne dochody czerpało z produkcyi lamy złotej i srebrnej, adamaszku, rzeźb z drzewa i intarsyi, arabesek w marmurze lub piaskowcu, figur portretowych z wosku, — kiedy prym trzymało w złotnictwie i jubilerstwie, — a wszystkie zyski wkładało w nieskończone zdobienie Firenze la Bella. Docierał do cyklopicznych podmurowań fiesolańskich i przypatrywał się tym zabytkom pracy Etrusków z odrobiną dekawości. Dumał od niechcenia o tem, co wyczytał o
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/017
Ta strona została przepisana.