Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/034

Ta strona została przepisana.

którego okno wychodziło na prześliczny ogród willi, Isolina doświadczała rajskich rozkoszy. Przyzwyczajona do sypiania we wspólnem, rodzinnem łóżku z siostrami i matką, do brudu, zaduchu, zimna, ciasnoty, do wiekuistego prania i gotowania w izbie, do zgiełku i swaru ubóstwa, rozwalała się teraz na morzu czystej pościeli ogromnego, metalowego łóżka, w którem jej drobne ciało ginęło pod niezmiernemi kołdrami. Błądziła po tanim dywanie, śniąc, że jest wielką damą. Przeglądała się w dużem lustrze i codzień inaczej przestawiała swe „własne“ meble. Wieczorami, gdy zapachy biły z ogrodu w otwarte jaj okno, gdy rozkoszny śmiech dzieci napełniał go gwarem, niewzywana do żadnej posługi, siedziała przy oknie, nurzając się w marzeniu, że jest zaklętą księżniczką, — przymusowo wtrąconą do klasztoru wielką panią, albo inną romantyczną heroiną, o czem się przecie niemało naczytała, wertując przez całe dzieciństwo i wczesną młodość wszystkie sensacyjne romanse, jakie tylko zawierało na składzie rodzinne „il banco“.


Pewnego dnia, po ulewnym deszczu, który na krótki czas przesycił wilgocią pyły spalonej ulicy, pan Granowski powziął zamiar udać się piechotą do przystanku tramwajowego San Gervasio, tam wsiąść w kolejkę elektryczną i jechać do miasta. Przedpołudniowy upał zaczął rozżarzać na nowo zwilgotniałą ziemię, lecz jeszcze powietrze było miękkie i pełne niezrównanych aromatów, bijących z wielkich ogrodów. Ocze-