Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/044

Ta strona została przepisana.

ustaje, ni to gołąb, strzęsiony od zabójczego strachu w jastrzębich szponach. I tak samo pożąda szybowania w swojem powietrzu. Tak samo, jak wtedy, wola szatańska chłosta plecy knutem niepokonanym: do roboty, do dzieła, do zwycięstwa, naprzód, do szczytu! Och, odchyliła się jama najniższa, „piwnica“ duszy, gdy pragnął śmierci córeczki Xenii, aby posiąść jej skarby! Wspomnienie, gdy patrzał na jej czarujący gardziołek w śmiertelnej chorobie i podstępnie marzył, żeby ustało w nim pulsowanie gorączki...
Za cenę tych wspomnień odkopanych pan Granowski postanawiał załatwić się z posłem. Ten za to zapłaci!
Poszedł w poprzeczną, gwarną, jak piekło, ulicę Borgo do gmachu telegrafu. Tam nadał depeszę do swego adwokata, mecenasa Naremskiego w Krakowie, z rozkazem, ażeby dążyć do sprzedania kopalni „Xenia“ pod Krakowem każdemu, kto ją kupić zechce, byle na zyskownych warunkach.


Nazajutrz, nieco po dwunastej godzinie, Catone zaanonsował gościa, zwłoska wymawiając jego nazwisko:
Signor Snica.
Pan Granowski kazał prosić malarza do salonu. Przez moment dosyć długi zmusił go do czekania na audyencyę. Wieczorem poprzedniego dnia, w ciągu nocy i rano rozmyślając o nowym problemacie, zdecydował nieodwołalnie, że trzeba będzie mieć tego człowieka wciąż na oku, bez przerwy w ręku; — że trzeba