zamierzam. Z Wirgiliusza zapamiętałem sobie przepis: Una salus victis nullam sperare salutem.
Pan Granowski śmiał się pobłażliwie, rozumiejąc dobrze, do czego zmierza ta gadanina. Czekał, w jaki to sposób artysta zacznie domagać się „pożyczki“. Nie miał przecie zamiaru ułatwiać mu sytuacyi. Śnica rozejrzał się po gabinecie z uwagą, okiem znawcy, krytyka świadomego, ścisłego i zawziętego. Pogardliwie zlustrował przedmioty zbytkowne, tu i owdzie rzucające się w oczy. Podniósł głowę i zapytał:
— Wracając do kwestji zapisu pani Nienaskiej, chciałbym zapytać, jak szanowny pan zapatruje się na sprawę testamentu?
— Mówiłem już panu wczoraj, że jestem w tem, ażeby wszystko co do joty stało się po myśli mej córki.
— Nasz język posiada niezrównane terminy, że tak powiem ścisłej niejasności. Naprzykład, wyrażenie: — „jestem w tem“. To coś, jakby określenie „rzeczy samej w sobie“.
— Doprawdy? Nie przypuszczałem.
— Barwy, któremi ja operuję, nie są przecie własnościami ciał, zawartych w moich tubach malarskich, lecz jedynie zmianami w zmyśle wzroku. Światło działa na te zmiany w pewien sposób właściwy. Tak samo ma się rzecz ze smakiem marsali. To we mnie, w panu i w każdym dwunogim biboszu istnieje tylko szczególna własność tego napoju, której on sam w sobie prawdopodobnie nie posiada. Jak się rzecz ma w istocie z przedmiotami samymi w sobie, tego przecie wcale nie wiemy. Podobnie ja oto nie wiem zgoła, jak się ma sprawa z rzeczą samą w sobie, zawartą przez
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/047
Ta strona została przepisana.