pana w określeniu „jestem w tem“. Ścisłe to, wierzę, jak tabliczka mnożenia, a niejasne, jak łamigłówka.
— Bo i poco miałby sobie pan łamać głowę nad rozwiązywaniem takich rebusów?
— Obowiązek! Przyrzekłem to córce pańskiej na jej łożu śmiertelnem! Kazała mi przysiąc, — zaklęła mię, zaklęła! — że będę pilnował tej sprawy. Muszę!
— Majaczyła, biedactwo, w chorobie.
— Była ścisła metoda i konsekwentna ciągłość w tem majaczeniu. Boć przecie istnieje testament Nienaskiego.
— Istnieje? Czy tak? Pan go widział?
— Widziałem. Był w srebrnym worku pani Xenii, w worku, z którym się nie rozstawała.
— Czytałeś pan ów testament? — pytał pan Granowski z uśmiechem, cicho, patrząc spokojnie w twarz Śnicy wyblakłemi oczyma.
— Oczywiście, że znam treść zapisu... — odrzekł malarz stanowczo a wymijająco.
— Właśnie to jest cała bieda... — westchnął pan Granowski, — że ani ja, ani nikt dokładnie nie zgłębił treści owego aktu. Nikt nawet ściśle nie wie, jak wyglądał tak zwany „testament“. Kogo tylko o to indaguję, każdy zna rzecz ze słyszenia. Nikt samego papieru nie przejrzał trzeźwemi oczyma. A tymczasem trzeba, drogi panie, nieszczęścia, że ów srebrny worek z zawartym w nim papierem ktoś skradł w chwili śmierci Xenii. Kto go skradł? Czy baby, które przyszły na śmierć ją ubierać, — czy kto ze służby domu zdrowia, — czy kto z gapiów, których tam było pełno, gdym ja na skutek alarmowego telefonu przybiegł,
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/048
Ta strona została przepisana.