niedawnego pustkowia, odpychała wobec przepychu na nic nikomu nieprzydatnych ogrodów za olbrzymimi murami Montalto. Zbliżając się do samego już gmachu, pan Granowski zauważył, że Śnica przyspiesza kroku i zdąża nie we drzwi pawilonu, lecz na prawo od niego. Była tam altana szczelnie okryta liśćmi pachnącego wina i kwiatami glicynij, które zwojem ogromnym tworzyły nieprzenikniony dach nad skrytką. W głębi tej kwietnej i pachnącej drzew niszy stał leżak trzcinowy, a na nim spoczywała prześliczna kobieta. W nogach jej zajmowało brzeżek posłania niemowlę, skrępowane powijakami na sposób starowłoski, taki sam, jaki obserwować można na majolikach Łukasza della Robbia, zdobiących fronton domu „Innocenti“. Młoda kobieta podniosła głowę z trzcinowego wezgłowia i zwróciła ją w stronę przybyszów. Wtedy pan Granowski mógł zobaczyć dokładnie twarz bladą po przebytej słabości, otoczoną włosami w nieładzie, koloru jasnego z odcieniem rudawym. Nadewszystko zwróciły uwagę starego znawcy piękności — oczy tej osoby. Były to wielkie, błękitne oczy o kolorze tak szczególnym, iż nie dawał się do żadnej barwy przyrównać, a takiej piękności i wyrazu, że odurzały, jak niewiarygodne zjawisko. Szlafrok pięknej położnicy był cokolwieczek biały, brudnawy zdecydowanie u dołu, a pantofle, wychylające się z pod tego okrycia strudzonych kształtów były zaprzeczeniem wszelkiej formy, przypominającej obuwie.
— Lino... — rzekł śnica, — pan mecenas Granowski był łaskaw...
Bogacz zastanowił się przedewszystkiem, dla czego
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/056
Ta strona została przepisana.