Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/061

Ta strona została przepisana.

moglibyśmy postawić własną kuchnię na właściwej stopie. Czy mogę liczyć na przyzwolenie?
— Panie! Dziękuję! Dziękuję! Oczywiście, ależ tak! Lechu, czy słyszysz, co pan powiedział?
— Szanowny pan wyświadcza nam tak fenomenalną łaskę... — cedził malarz, patrząc na przyszwy butów pana Granowskiego.
Ten ledwie rzucił na niego okiem. Milczał przez chwilę, a później dodał:
— Niestety, pokoju na malarską pracownię w całem znaczeniu tego wyrazu nie znajdziemy na tem piętrze. Ale może który nada się choć poniekąd, choć w przybliżeniu. Zresztą, sam pan to oceni, zamieszkawszy tam z rodziną.
— Dobroć pana... — krztusiła się rozpromieniona pani Śnicowa.
— Będzie to dla mnie prawdziwa łaska, prawdziwa przyjemność. Więc kiedyż będę miał możność przysłać po panią auto?
— Czy ja wiem? Lechu! Kiedy?
— Kiedy? — pytał tamten, wlepiając w uszczęśliwione oczy żony szydercze i rozjuszone spojrzenie.
„Mecenas“ dobrze rozumiał, o czem myślą małżonkowie. Zwrócił się do młodej:
— Może byłoby najstosowniej, żeby o tej sprawie zadecydował sam lekarz, dyrektor instytucyi. Czy pozwoliłaby mi pani zapytać go o to? Znam go potrosze, jako sąsiada.
— Ależ naturalnie!
— A więc to rzecz między nami umówiona, —