fiore“, uwodzący zwierzęta i aniołów, odmieniający pasterza na wilka, — dziwnie przypadają do duszy ubogiego roznosiciela dzienników. Nie ta myśl, jaka zawarta jest w wersecie, lecz pewna pokrewna, zbliżona do tamtej, (— jak jest z każdem ludzkiem zaczerpniętem na własność skądkolwiek uczuciowem powzięciem), — spłynęła do smutnej duszy. Śmieją się do tego wiersza oczy. Klaskają ręce. Wargi powtarzają te słowa przedwiekowe, jakoby skargę najbardziej własną, jako formułę gniewu, płonącego wewnątrz piersi od tylu lat. Oto napisał całą prawdę ów Dante! Ten wiedział! O, miasto! O, gniazdo nienawiści! Co robią tutaj ci wszyscy ludzie, wydzierający sobie we wściekłej walce „il maladetto fiore“? Co on tu robi sam przez tyle, tyle lat? Co zawiera się w szmatach papieru, które roznosi przez całe niemal życie? Co on właściwie czyni, wrzeszcząc wśród kamienic? Patrzał skostniałemi oczyma na wielkie gmachy, otaczające sławny plac — Piazza publica, — Piazza del Gran Duca, — Piazza Signoria? Kto mieszka tam wysoko, za lustrzanemi szybami? Kto tam mieszka i co się tam dzieje? Tam mieszkają — panowie. Co oni tam robią? Zajęci są tem wszystkiem o czem piszą gazety, czemś niepojętem, czemś, co przewyższa możność objęcia przez rozum prostaczy. Panowie! Oni to rozszerzają w tem zbiorowisku kamieni nienawiść straszliwą, ludzie ludzi skazują na życie zwierzęce wśród nędzy, niedoli, brudu. Oni to rozszerzyli wśród ludzi złodziejstwo, nadużycie, oszustwo, morderstwo, tyranię, przemoc, egoizm, fałsz, pogardę, podstęp i wstręt do życia.
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/073
Ta strona została przepisana.