nieobecność chwilową i dziwnie długo świstał przez jeden ze swych wypróchniałych zębów. Przypatrywał się również uważnie ekstazom i zapalczywym pracom Isoliny, jakie roztaczała dokoła dzieciaka tych ludzi. Przestał się tem zajmować. Przyszedł do wniosku, że roboty wprawdzie przybędzie, lecz jej nadwyżkę da się przesunąć na karb tej dziewuchy. Nadto, zdecydował, że jeżeliby przypadkiem coś w willi, — czego Boże broń! — cenniejszego zginęło, to wobec tylu ludzi i o takich zasobach materjalnych, da się podejrzenie na sprawcę rozszczepić w wielu kierunkach.
Leszek Śnica nie mógł się wyprowadzić ze swej poprzedniej pracowali na via Ghibellina bez opłacenia komornego za czas bardzo długi. To też po prostu nie wrócił do owej pracowni. Nosił jednak przy sobie klucz od niej. Z tym kluczem pojechał pewnego pięknego poranku stary Berto i przywiózł fiakrem obrazy i efekty malarza do willi De Granno. Wszystko to załatwiła właściwie Isolina z wiedzą pana Granowskiego, a niby to bez wiedzy Śnicy. Przynajmniej ostatni nie dopytywał się, jakim to się stało sposobem, że owe malowidła, gołe płótna, zwitki i pędzle, farby i flaszki wydano dobrotliwie ojcu Isoliny. Właściciel dawnej pracowni przybiegł nawet pewnego popołudnia do willi, chciał się widzieć z signorem Śnica, ale audyencyi nie uzyskał i oddalił się bez szemrania. Na tem stanęło. Malarz nie był ciekawy, dla czego ów kamienicznik tak fenomenalnie skruszał i zmiękł. Co go to, „jako artystę“, mogło obchodzić? Wystarczyło mu stwierdzenie faktu dokonanego. Pokój,
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/077
Ta strona została przepisana.