Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/091

Ta strona została przepisana.

pieczołowitości pobudzała chęć widzenia rozebranej dziewczyny, bo przecie dla niego, artysty malarza, naga kobieta była tylko „aktem“, ale nie można również utrzymywać, żeby jedynie miłość ojcowska była bodźcem zrywania się przedwczesnego z pościeli. W tej kuchni było mu rozkosznie. Jakieś bestyalskie, niemoralne, artystyczne złudzenie kazało mu tam doświadczać marzenia, że śliczne dziecię, bawiące się na stole, jest to syn jego i tej niedorosłej włoszeczki. Isolina nie doznawała wprawdzie takich sensacyj, ale również z bezmyślną przyjemnością czekała codzień na przyjście „pana“. Razem gotowali mleko dla „żarłoka“, wodę do kąpieli dla „brudasa“, rozpowijali go i poddawali prędkiemu obmyciu, zanim miał prawo rozwalać się po stole i przypatrywać kołysaniu lampki. Isolina nie przychodziła już teraz tak po cywilnemu, jak dawniej, ale nieraz wypadło jej przy robocie ściągnąć z ramion cenną bluzkę i uwijać się w koszuli i spódnicy. Śnica lubił przypatrywać się niezrównanej linii młodocianych, niemal dziecinnych ramion tego rozmamanego „aktu“. Mówił nawet „aktowi“ o piękności jego ramion. Prosił także naiwnie i z prosta, bez żadnej tam złej i ubocznej myśli, — jako artysta, znający się na rzeczy, żeby odsłoniła koszulę i pokazała, jakie też ma piersi, bo wierzyć się nie chciało, że już je ma, a przez koszulę nie było widać. Odprawiała go szorstko z kwitkiem, twierdząc, że nie ma czasu na głupstwa, i krzątała się tem skwapliwiej dokoła małego. Ale te prośby artysty nie były jej przykre. Przeciwnie, rozpalała ją dziwnie podniecająca pycha, że taki mistrz zwrócił uwagę na jej