Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/096

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję ci, dziecko...
Isolina poskoczyła do swych sukienek, teraz dopiero pełna najbardziej panieńskiego wstydu. Śnica patrzył na nią z podełba. Od wielu miesięcy żył w zupełnym celibacie wskutek żoninej ciąży. Musiał na siebie nałożyć istne pęta, żeby odemknąć zcicha drzwi i wypuścić modelkę z pracowni. Chodził teraz tam i sam po izbie. Nie miał zamiaru deprawować tej dziewczyny, rozpoczynać ordynarnego romansu i uwiedzenia jednej z wielu głupich dzierlatek. Chciał przedewszystkiem nasycać się długo tym niedojrzałym owocem, który w jego ręku rumianych barw nabierał. Nie myślał brać na się niemiłych skutków uwiedzenia niewinnej Niech kto inny wykona tę ordynarną operacyę! Będzie po temu czas, żeby mieć z niej na długo uroczą kochankę. Chciał natomiast mieć z Isoliny instrument do wykonania subtelnego planu, trudnego zamysłu, który tylko przed uwiedzeniem można było wykonać.


Parna, duszna, podniecająca, iście florencka noc okrywała wzgórza i doliny. Z głębi kwiecistego miasta dymiły się zapachy róż, gardenij, goździków i narcyzów. Każdy z ogrodów, objętych pasem wysokiego muru, był źródłem czarującej woni, istnym bukietem różanym. Leszek Śnica błąkał się po ścieżkach willi De Granno. Postać jego ginęła w mroku. Tylko żarzący się krążek cygara wskazywał, że w ciemnych korytarzach między zwartemi drzewami przesuwna się człowiek. Rojowisko marzeń oblegało głowę malarza,