Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/099

Ta strona została przepisana.

kobiecym. Należałoby właśnie radzić, jakimby sposobem dostać ten dokument. Isolina milczała. Ogniste jej oczy świeciły się, jak gwiazdy, usta były karminowe, płomienny rumieniec palił policzki. Nie wiedziała, coby począć...
Snica zapytał jej od niechcenia, czy nie wdziała gdzie takiego worka między rzeczami „padrona“. Zaprzeczyła ruchem głowy. Wtedy, po długiem milczeniu, bąknął, niby z rozpaczą, czyby podczas sprzątania nie mogła zobaczyć, azali tam gdzie niema owego worka srebrnego. Zrazu, z powodu tej jego prośby, uległa fenomenalnemu ogłupieniu. Potem niemal zgodziła się na to, że będzie patrzeć między rzeczami, a wreszcie, jak warytka, upadła na kolana z błaganiem, żeby jej tego nie kazał robić. Przysięgła była ojcu, że nigdy, przenigdy!... Przysięgła w kościele świętej Moniki, przed ołtarzem, że nigdy niczyjego nie ruszy!... Zaklęta była najstraszniejszą przysięgą, którą ojciec sam wymyślił... Patrząc na jej twarz rozpaloną, bezmyślnie wzniosłą, zamazaną od łez, piękną i głupią z uniesienia, Śnica przyszedł do wniosku, że w istocie nie będzie pociechy z tej wykonawczyni. Oświadczył tedy, że nie żąda od niej wcale żadnej ofiary. Myślał był, że nie weźmie tego głupstwa tak tragicznie. Chodziło o rzucenie okiem, czy niema gdzie na wierzchu takiego grata. Od tego zależał los tylu osób. Ale skoro przysięgi, płacze, opery, dramaty... Isolina była przybita i zrozpaczona. Drżała. Mimo łagodnych słów nie mogła nie czytać w przenikliwych oczach Śnicy zatajonego gniewu. Bała się teraz tego gniewu najbardziej na świecie.