Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/107

Ta strona została przepisana.

czemużem ja ciebie nie znał? Zatapiał się teraz w jej dnie samotne w Warszawie, w straszliwe jej noce w Paryżu. Począł rozumieć, i, co gorsza, czuć jej głęboką miłość dla tamtego... Miał oto w ręku swych czarodziejski, tajemniczy byt, odrębną postać samego siebie, jak gdyby wizerunek duszy swej w jej piękności, który w rozkoszy stworzył i, wskutek niepojętej głupoty, odrzucił od siebie... Ktoś inny podjął tę duszę czującą, ktoś inny zabrał i uniósł w ramionach bezcenny skarb. A teraz ze wszystkiego tylko nicość została, zatrzaśnięta na zamek wieczny, od którego klucz trzyma w ręku śmierć.
Czemże była ta wędrownica przedziwna, którą miał przed oczyma na ulubionym portrecie? Czyliż nie była za człowieka, w niewieście ciało i kobiece szaty przebranym aniołem, który dla zapalenia umysłów ludzi, dla rozżarzenia ich dusz wcielił się przez pewien czas w kształty człowiecze? Można było za pomocą metod, które rozżarzenie ducha byłoby wskazało, wykryć anioła w ludzkiem Xenii ciele, odtworzyć ją w istocie anielskiej. Tymczasem czyniło się wszystko, ażeby jej ziemię zohydzić, a ludzi podać w obrzydzenie. Sen boży, w postać kobiecy przyobleczony, rozwiał się wskutek zaniedbań. Wskutek zaniedbań — kogóż nadewszystko? Oto jego — ojca. Tego, który kochał tę Xenię najbardziej. Lecz cóż jest warta miłość sama, jałowe czucie bez czynu? Dano jej nie taką rozkosz i nie takie cierpienie, jakie się jej należały. Stała się sobą: — własnem swem światłem i własną nicością. Odeszła. Rozkosz, wesołość i szał innego porządku należały się jej, a dano jej tylko