się już nigdy, — lecz błysk szczególniejszej antytezy. Myśl przejmująca, jasna i zimna jak szczęk niezłomnej stalowej sprężyny wśród ciszy, stawała wśród cierpień z oświadczeniem:
— Gdyby Xenia nie była umarła, czemżebyś był?
Pan Granowski to wiedział, że o zgonie Xenii może mówić tak i temi słowy — jedynie szatan. Nie wątpił też, że to w istocie szatan w nim mówi. Słuchał uważnie wywodów tej mocy, która usiłowała rządzić wszechwładnie i wszechmocnie w jego najtajniejszych myślach, — roiła się w nich, jak gruźlica w tkankach zdrowych płuc, jak syfilis we krwi żył młodocianych, w sposób naturalny i potędze swej właściwy. Patrzał na plan życia, rozsnuwany szeroko ręką mistrzowską. Straszliwy obcy gospodarz rządził wewnętrznemi sprawami ducha. Niestety, — tak! Gdyby Xenia nie była umarła, czemżeby był? Szują na łasce ludzkiej, popychadłem drabów, obdarowanych bezprzykładnie! Nędznem zerem, które się toleruje przez wzgląd na miłość dziecięcą! Niczem, ze wściekłością wewnętrznej wiedzy! Toć przecie nie co innego, tylko śmierć Xenii dała do rąk bogactwo niezmierne, a nadewszystko tę wielką łaskę, którą jednostce ofiarowują pieniądze: — zupełną swobodę. Pan Granowski wpatrywał się w sumę szczęścia, które mu dały pieniądze odziedziczone. Widział wszystko: własny spokój, powszechną radość, piękno, oddane na własność posłuszeństwo ludzkie, ukłony, rozkosze wszelkiego gatunku i najlepszego stempla, gotowe zbliżyć się na każde skinienie, możność czynienia dobrze, praktykowania wielkości i zażywania cnót,
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/109
Ta strona została przepisana.