jak doskonałego wina i wyborowych cukrów. Widział rozkwit duszy swej dzięki bogactwu, udoskonalenie jej zarówno w tem, co ludzie zowią dobrem, jak w tem, co nazywają złem.
Przyznawał, musiał to przyznać tamtemu. Niestety, — tak!
Koniecznością była śmierć Xenii. Dobrze się stało, że umarła tak, jak umarła, — zostawiając sprawę w niejasnem zawieszeniu, umożliwiając doskonałe oszustwo. Śmierć Xenii stała się stopniem ku podźwignięciu jej ojca. Alboż nie tak było być powinno? On jej dał życie, a ona mu — majątek. Sprawiła to miłość, zachodząca tajemniczo między ojcem i córką. Najwyższa, tajemnicza sprawiedliwość w biegu wszechrzeczy przejawiła się tutaj wyraźnie. Xenia wiedziała nie swym doczesnym, tutejszoludzkim rozumem, który spaczyły doktryny przybłąkane, lecz wiedzą innego porządku, geniuszem kobiecym i miłością córki, że za wszystkie dawne cierpienia to należało się jej ojcu, co otrzymał z jej ręki. Tak trzeba było, jak się stało. To sprawa między ojcem i córką. To pocałunek, — to samo, co pocałunek ojcowskich i dziecięcych ust. Akt niedocieczonej sprawiedliwości nosił na sobie pieczęć tajemniczą, wyciśniętą przez sygnet przeznaczenia. Dwoje obłąkanych przez doktryny byłoby strwoniło olbrzymi majątek, rzuciło go szalenie i bezużytecznie między motłoch. Wielkie fortuny tułają się po świecie, włóczą się między ludźmi to tu, to tam, jak obłoki między górami. Los, podmuch wiatru, przypchnął do ich rąk dobro olbrzymie. Oni w głupocie swej chcieli
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/110
Ta strona została przepisana.