Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/111

Ta strona została przepisana.

to dobro odepchnąć. Śmierć obojga naprawiła bezczelny nonsens. A więc dobrem była ta śmierć.
— Luli, córeczko, luli... — szeptał w rozczuleniu tryumfający ojciec, błądząc po kobiercu swego salonu, — dopóki czucia poprzednie, inne, tamte nie zerwały się w nim i nie rzuciły na wywody rozumu. Ale wywody te dobrze były wrośnięte w czucia naturalne, — ni to więzy w mięśnie, — spojone w głębiach, jak serce z płucami. Poczynała się wewnętrzna walka, straszliwa i odrażająca, z którą w ohydzie nic na ziemi zrównane być nie może.


Isolina wypatrzyła przez szczelinę od klucza dokładne miejsce ukrycia srebrnego woreczka. Pod nieobecność pana de Granno, sprzątając jego gabinet, próbowała niejednokrotnie otworzyć wiadomą jej dokładnie skrytkę biura. Ale to się nie udało. Nie umiała zabrać się do takiego dzieła. A przyszedł na nią, na jej duszę wzburzoną i zmąconą do dna, taki mus posłuszeństwa względem życzenia malarza, iż czuła konieczność dokonania jak najprędzej, już nie dla zaspokojenia rozkazu, lecz dla własnej satysfakcyi. Nie było więc rady: musiała zwrócić się o pomoc do Cesarego. Było to tak zwykła i codzienna rzecz: pokojówka miała sekretnie wprowadzić do domu pracodawcy swego braciszka, złodzieja, dla wykonania kradzieży. A jednak leżała w granicach tego faktu głęboka i straszliwa tragedya. Isolina miała teraz od jednego ciosu zburzyć własnym zamysłem i rękoma to, co tak mozolnie, w pośród modłów i ślubów, budo-