— Z rąk pańskiej umierającej córki! — rzekł Śnica groźnie.
Przywłaszczyciel zadrżał w sobie po wtóre i po trzecie. To było gorsze! Któż wie? Może w istocie ręce Xenii trzymały ów świstek? Może Nienaski, umierając, dwa egzemplarze napisał, a jeden z nich trafił do rąk tego człowieka? Jak odebrać od niego tę szmatę? Wykupić? Drogo trzeba będzie zapłacić... Ale to mniejsza! Xenia...
I oto znowu trzeźwa i łagodna myśl:
— Po co? Jeżeli w mem posiadaniu jest dokument główny, jeżeli go mam w rzeczywistości, jeżeli go dobrze ukryję, to czyż tamta szmata może starczyć za dowód sądowy? Ktoż ją będzie śmiał poczytywać za testament?
Śnica siedział bez ruchu i wpatrywał się w znaki, rozprowadzone na arkuszu. „Padrone“ nachylił się raz jeszcze i obserwował uważnie. Nie mógł wątpić: był to Nienaskiego „testament“!
Rzekł obojętnie:
— Cóżbyś pan chciał za ten papier bez wartości? Kupiłbym go, bo tu są ślady krwi niewinnej, krwi męczeńskiej mego zięcia.
— Nie, panie! To nie jest antykwarski zabytek na sprzedaż. Są tu w istocie ślady krwi pańskiego zięcia, które wołają na pana z tego papieru!
— Bez wszelkich takich!
— To nie jest dla „szantażu“! Będzie pan łaskaw oddać wszystko według tego kodycylu. Ja to wyjaśnię, komu należy.
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/127
Ta strona została przepisana.