Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/138

Ta strona została przepisana.

ła, że nie da sobie z tem rady, że nie zostanie nigdzie, że musi iść po tropach i śladach, szukać kochanka, musi co prędzej biec za nim w świat, w ten świat bez końca!... I w tajemniczą wojnę! Czyniła postanowienia nieodwołalne i widziała natychmiast, że nie będzie w stanie ich spełnić. Żałowała bez końca i bez skutku, iż nie mogła jechać z panem Granowskim, że go na kolanach nie uprosiła, by ją wziął ze sobą. Rozumiała, jak dalece było to niewykonalne, lecz mamiła się złudą pociechy, która tlała w tem złudzeniu. Oczy jej były zamącone, jak czysta woda, przez rybaka zbita tłukiem, — niewidzące, zasłonięte łzami. Twarz stała się piękna jak marzenie, wtedy mianowicie, gdy najbardziej serce kurczyło się i ściskało z bólu. Na tę twarzyczkę tak uroczą zwracali uwagę młodzi lowelasi, jadący pociągiem z Pizy i innych miast przydrożnych. Szczególnie jeden z nich, młody, piękny, jak tylko młody Włoch pięknym być może, wysmukły i elegancki. Zauważył Isolinę jeszcze w Pizie przez okno, gdy się po peronie przechadzał. Zniósł do trzeciej klasy z sypialnego wagonu, gdzie siedział, swą walizkę i ulokował eleganckie ciało, ręce i nogi w wyprasowanych kortach naprzeciwko biedaczki. Przypatrywał się jej z taką zawziętością, że go nareszcie spostrzegła. Ten wzrok otrzeźwił ją cokolwiek, a nawet do pewnego stopnia wzmocnił i ukoił. Kryła się przed oczyma i odwracała to tu, to tam. Lecz było to nadaremne. Piękny młody Włoch nie dawał się zbyć niczem. Lekki jego uśmiech, zarazem dobrotliwy i pełen dyabelstwa pokuszeń, wciąż się błąkał przed oczyma Isoliny. Łagodne,