Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Ma pan słuszność.
— Ale czy nie należałoby zwrócić jednakże uwagi na ostatnie wiadomości z pola walki? Cóż nam przyjdzie z najprzezorniejszego układu interesów, skoro wróg zagarnie kopalnię?
— Właśnie o tem chcę z panem mówić.
— Pragnę uprzedzić, że osobiście jestem na wylocie.
— Na wylocie? Dokąd?
— Do Wiednia?
— Dziś pan wyjeżdża?
— To będzie zależało od tego, czy Moskale...
— A cóż ci Moskale pana obchodzą? Więc pan wyjeżdża do Wiednia, o ile będą niepomyślne wiadomości?
— Tak jest.
— Nie rozumiem.
— Czyż to nie jasne? Przecie idą!...
— No, i cóż stąd, że idą? Zjedzą pana?
— Zjeść nie zjedzą, lecz tu w każdym razie z nimi nie zostanę.
— Wyjeżdża pan z rodziną?
— Rodzinę wyprawiłem od dawna.
— Także do Wiednia?
— Oczywiście. Sam jestem jedną nogą tutaj, drugą trzymam na stopniu wagonu.
— Tak. Widzę, że w tych warunkach o interesie trudno panu mówić.
— Ależ, przeciwnie! Mówić możemy, mówić należy! Chciałem tylko ustalić fakt najważniejszy. Pragnąłbym wiedzieć, co mamy rozważyć przedewszystkiem?