nych względów idzie o to, ażeby się dowiedzieć, gdzie on teraz przebywa.
— Malarz Śnica... Ostatecznie moglibyśmy zasięgnąć informacyj w naszym „Pałacu Sztuki“. To przedewszystkiem. Jeżeli tam nie uda się zasięgnąć języka, udamy się gdzieindziej. Kraków — toż to przecie nie Londyn.
— O, tak, panie mecenasie, Kraków to bynajmniej nie Londyn.
Adwokat Naremski z uprzejmym, a wymownym gestem przeproszenia ujął słuchawkę telefonu i siarczyście zakręcił korbą. Wnet wykrzykiwał w słuchawkę nieuniknione:
— Allô! Aliô!
Po chwili mówił do kogoś z przymkniętemi oczyma:
— Tak jest, tak... Leszek... Właśnie, właśnie! Dziękuję uprzejmie. Już na front?! A czy nie wiadomo panom — gdzie? Oczywiście, oczywiście... Skądżeby?
— Proszę zapytać, czy nie wiadomo, w którym pułku? — podszepnął pan Granowski.
Awokat z uprzejmem nachyleniem głowy powtórzył pytanie w tubę telefonu. Za chwilę pomrukiwał:
— Tak, tak! Oczywiście. Proszę bardzo, będę bardzo obowiązany. Porucznik? Naturalnie!
— Proszę zapytać tych panów, czy nie wiadomo, gdzie jest obecnie żona i dziecko tegoż Śnicy? — podpowiedział znowu pan Granowski.
Mecenas Naremski, wygłosiwszy to pytanie, słuchał, wlepiwszy oczy w ścianę, a potem przytakiwał uprzejmie niewidzialnemu rozmówcy:
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/150
Ta strona została przepisana.