Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/156

Ta strona została przepisana.

powiednią wybrał chwilę. Zatopiony w pomyśle skaptowania kapitalisty, prowadził go umyślnie coraz dalej, wskazywał coraz inne „departamenty“, czyli izby, zastawione stolikami i szafami, pełne mężczyzn i kobiet, schylonych nad pisaniną. Nowicyusz dopytywał się troskliwie o drobne szczegóły, wchodził w detale, wglądał w drobiazgi. W pewnej chwili „raczył“ rozpytać się wyniośle o podstawy finansowe całej imprezy, jak człowiek świadomy rzeczy, jak mąż, pragnący zbadać dokładnie podglebne mury gmachu, który entuzyazm młodzieży zerwał się budować. Mecenas przytaczał cyfry, wyliczał jednorazowe datki i wdowie grosze wierzącego ogółu miłośników narodowej sprawy. Pan Granowski słuchał uważnie, notując sobie w myśli owe cyfry i kombinując, jakąby się tu sumą głęboko włamać w uwagę powszechną, wywrzeć wstrząsające wrażenie, a przecież wywinąć koziołka najpomyślniej dla siebie. Schodzili właśnie po owych schodach w półokrąg, gdy rzekł do adwokata:
— Pragnąłbym i ja złożyć swój grosz i mam do pana prośbę o wskazanie mi biura, gdzie to należy uczynić.
Naremski dał niemy znak głębokiem pochyleniem cylindra i uściśnieniem przedramienia dostojnego ofiarodawcy. Na dole weszli obadwaj w drzwi po lewej ręce i znaleźli się w obszernej sali, przedzielonej balustradą. Mecenas wtargnął śmiało za balustradę i znikł w sąsiedniej sali na chwilę, by wrócić w towarzystwie wytwornej damy, która zbliżyła się do ofiarodawcy, oczekującego majestatycznie na swą wielką chwilę. Mecenas Naremski miał zamiar przed-