rowem, porucznik Śnica, pragnąc chronić jak najskuteczniej żołnierzy, kazał im leżeć rzędem nie w samym rowie, lecz na jego wewnętrznem przedpiersiu. Żołnierze, wyciągnięci jak struma, warowali nieruchomo, niby szary kożuch na gliniastej skarpie. Sam komendant tkwił pośrodku między nimi. Tylko Majerson przycupnął z tyłu za dowódcą i tulił się między jego butami, udając, wskutek jakiejś przebiegłej kombinacyi, że już dla niego niema miejsca w szeregu. Ponieważ ogień był coraz gęstszy i kule karabinowe gwizdały żałośnie tuż nad samym bankietem przykopu, porucznik kazał Majersonowi, żeby się natychmiast wciągnął w linię i legł tuż przy nim samym. Ten zwlekał, „meldując pokornie“, iż jest bardzo chory, ma biegunkę, mdłości, gorączkę i nie może ruszyć się z miejsca. Śnica raz jeszcze powtórzył rozkaz i znowu usłyszał te same skamlania, lamenty i powtarzanie o chorobie. Wówczas dobył z kieszeni rewolwer browning i zapowiedział, że w tejże chwili palnie w łeb nieposłusznemu, jeśli nie wciągnie się w linię. Majersen na brzuchu wpełzał powoli między żołnierzy, którzy śmiali się do rozpuku całym szeregiem. Gdy jednak dowlókł się do uda porucznikowego, znowu przyległ na ziemi, stękając, że już dalej nie może. Śnica, rozwścieczony do żywego, przystawił mu naodlew otwór rewolweru do skroni i kazał natychmiast posunąć się jeszcze. Majerson w śmiesznym podrygu pchnął się naprzód, ale wdarł znowu w szereg trochę za daleko. Bączek jego czapki wysunął się o parę cali ponad górną linię przykopy. Śnica rozkazał niezdarze, żeby się cofnął niżej, lecz Majerson
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/177
Ta strona została przepisana.