być sama z dzieckiem. Nikt jej w tej dobie nie wydawał rozkazów, nie okazywał niezmiernej swej wyższości ponad jej przyziemną pospolitość, — no, i nie aplikował brutalstw, gdy czego nie spełniła według rozkazu, lub zaprowadzonego raz na zawsze domowego obyczaju. Całym jej światem było dziecko. Rozkoszowała się tem sam na sam z bytem czarującym, który był niby częścią jej samej, a każdego dnia i każdej niemal godziny stawał się istnością odrębną, samodzielną i tajemniczo inną. Mogła całemi godzinami przypatrywać się temu „bytowi“, jego formie, obyczajom, przedziwnym pasyom, złościom, namiętnościom, figlom, śmiechowi, przejawom czuwania i snu. Nieraz z miasta, od ulubionych wędrówek około wystaw i po sklepach, od tak przyjemnych aktów decyzyi co do kupna rzeczy potrzebnych, a zwłaszcza niepotrzebnych, wracała nagle do domu, tknięta szczególniejszą ciekawością, co też Staś w tej chwili robi. Zazwyczaj „robił“ rzeczy względnie ciekawe i wciąż te same. Dla matki jednak był on istnym „artystą“, tworzącym wciąż nowe objawy życia i rozstrzygającym najzawilsze zagadki, które sobie zadawała. Do pomocy w sprawach opieki nad małym Śnicą i do funkcyi nieprzerwanego prania pieluch pani Celina najęła młodą służącą, dziewczynę z Bielan podkrakowskich, szturmaczka rodzimego, Wikcię, o sercu jeszcze nie rozbudzonem przez frajtrów Marsa. We dwie, — pani i niewolnica, — nie były literalnie niczem zatrudnione, prócz karmienia, kąpania i przewijania małego Stasia. Możnaby nawet bez przesady powiedzieć, iż pod względem wszelakich „zapatrywań“
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/204
Ta strona została przepisana.