o nic nikogo nie prosił i z nikim się nie zaznajamiał. Jego postępowanie było tak inne, niż zwykle bywa u lekkomyślnej młodzi, że to właśnie zaczęło budzić uwagę i jak gdyby niezadowolenie. Cóż znowu za cichy i miękki krok ma ten młodzieniec? Czemu tak się przyczaja i skrada? Cóż tam takiego ukrywa na swem pięterku?
Lokator z górki nazywał się Włodzimierz Jasiołd. Pochodził z Podlasia i był uczniem ósmej klasy gimnazyalnej w mieście Siedlcach. Właściwie dopiero dostał promocyę z klasy siódmej do ósmej. Wybrał się był z kolegami na wymarzoną, wyśnioną od dawien dawna ekskursyę wakacyjną w Tatry i „robił“ wszystkie, najbardziej karkołomne szczyty tak gorliwie, że nie zdążył dowiedzieć się na czas o wybuchu wojny. Gdy zaś ta wojna z Rosyą już była w toku, nie miał możności — no, i zamiaru, — powrotu do rodzinnego miasta. Wstąpił z kolegami do drużyny strzeleckiej i znalazł się w szeregach legionu wschodniego. Włodzimierz Jasiołd już na ławie klasy piątej, szóstej i siódmej należał do organizacyi skautów, która wkrótce przeobraziła się na organizacyę półwojskową. W lasankach podmiejskich siedleckich, na pobojowiskach Stoczka i Igań, nad moczarami Muchawki grupy uczniów siedleckich, na pozór igrając na świeżem powietrzu, oddawna ćwiczyły się wojskowo. Włodek Jasiołd był „zastępowym“ w drużynie skautowej i gorliwie przykładał się do teoretycznego zgłębiania wszelakich dostępnych dlań zasad wojskowości. Można powiedzieć, iż to podglądanie tajemnic Marsa odbywało się z niejaką szkodą postępu w nau-
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/208
Ta strona została przepisana.