Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/215

Ta strona została przepisana.

żytniego chleba, pszenne placki, połeć szynki, drugi słoniny, pieczonego kapłona, takiegoż indyka, kurczęta, gęś... Pani Śnicowa kazała schować te skarby do szafy, a sama szybko i nad wyraz elegancko nakryła stół obrusem, zastawiła nowemi szklankami, spodkami, łyżeczkami, czystem naczyniem do masła, cytryny, konfitur, poukładała ozdobnie świeżo nabyte serwetki i poprosiła Jasiołda, żeby zajął miejsce przy stole. Spoczął na brzegu krzesełka wyprostowany, wewnętrznie rozprażony, gotujący się, czerwony na twarzy, jakby był imbrykiem na szczycie komina samowara. Piękna pani zadawała mu jakieś zdawkowe pytania, na które odpowiadał monosylabami, rozprostowując pracowicie zgrabiałemi palcami zaprasowane i zlepione zeschniętym krochmalem frendzle białej serwety. Wikcia podała dwie szklanki herbaty i oto Włodzio Jasiołd miał w obliczu swej współbiesiadniczki wykonać operację jedzenia i picia. Na zaproszenie, żeby zechciał ukrajać sobie kromkę chleba z jednego ze świeżo wydobytych bochenków, odpowiadał wymawianiem się tak żarliwem, jakby właśnie dopiero co wstał od sutej kolacyi. Pani Celina nie mogła sobie z nim poradzić, bo tylko bokiem wargi chlipał herbatę, a jeść nic nie chciał. Bała się urazić go, gdyby mu ukrajała własnoręcznie pajdę chleba i wręczyła ją, jak fornalowi. Na tem się wszakże musiało skończyć, gdy trwał w zaciekłym uporze. Olbrzymia przylepa chleba, przywalona masłem, grubem na palec i skibą sera, szeroką na dwa palce, legła obok szklanki jego herbaty. Gdy nareszcie odchlipał nieco ukropu, dopełniono śmietanką szklankę po