Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/251

Ta strona została przepisana.

tutaj w zupełności i bez zastrzeżeń podzielić zdanie pana porucznika. Równie, jak on, nie rozumiem, dlaczego było porzucać szeregi. Nie rozumiem! Na Boga — dlaczego?
Jasiołd w tej chudli właśnie „przyszedł do rozumu“. Popatrzył uważnie na twarz pana Granowskiego i wypowiedział powoli bombastyczną tyradę:
— Dlatego, że nasze kości i nasza krew... Nasza krew... i te... nasze kości potrzebne będą na inną chwilę!
— Kiedyż to ma być ta chwila? Co to za chwila tajemnicza, o której wciąż głoszą, o której wciąż słyszę? — pytał uroczyście pan Granowski, brwi Wysoko podnosząc.
— Nie mogę oznaczyć daty, kiedy ta chwila nastąpi, ale ona nastąpi! — wypalił Jasiołd twardo i ostro.
— Szanowna pani, — ciągnął pan Granowski spokojnie, jakby nie słyszał Jasiołdowego wykrzyknika, — szanowna pani ratuje sytuacyę, (pan Granowski umiejętnie podkreślił te wyrazy: — „ratuje sytuacyę“), za pomocą kategoryi — „królewiak“. Ależ na Boga! — i ja jestem królewiakiem, a zupełnie, ale to zupełnie inaczej zapatruję się na te sprawy, niż szanowny pan Jasiołd.
— To niech pan wstąpi do wojska austryackiego, do pruskiego, albo do legionów... — dość grubijańsko odwalił młody.
— Do tego, żeby iść do wojska, mam wiele przeszkód. Gdyby nie te przeszkody, poszedłbym do legionów natychmiast. Natychmiast! łaskawy panie...