Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Ale mię tam nie wezmą, gdyż jestem, niestety, za stary. Trzebaby za mną chodzić, jak za inwalidą. Tak mi oświadczono.
— A no, na to nie poradzę... — mruknął Jasiołd.
— Zamiast pracy w szeregu, wybrałem dla siebie pracę poza szeregiem, a, jak sądzę, niemniej skuteczną, równie skuteczną, jak praca na linii. Właśnie, jako królewiak, należę do organizacyj, wspierających pracę naszych młodych żołnierzy, których dzielne karabiny burzą carat. Oto, łaskawy panie, mowa królewiaka.
— No, a ja znowu, to samo, jako królewiak, robię w cegielni... — drwiąco odpalił wyrostek.
— I cóż to za porównanie! — Nasza organizacya dostaje się poza moskiewski front, usiłuje szkodzić wrogowi wszelkiemi siłami, niweczyć jego połączenia, etapy, uświadamiać ludzi, organizować ludzi, przygotowywać ich do wybuchu na tyłach.
— Wiem, wiem... — odcinał się tamten.
— Jakież to porównanie naszej pracy, naszych świadomych usiłowań z pańskiem marnowaniem zdrowia, zdolności i sił bezużytecznie... gdzie? — w cegielni!
— Zaraz odpowiem!...
— Proszę jednak i mnie wysłuchać!
— A, — słucham.
— Praca nasza, bo, wyznać muszę, i mojej tu jest niemało, odpowiada potrzebom czasu, nagłości wypadków. Jest to praca wielka, pochłaniająca nietylko siły pewnej kategoryi najdzielniejszych jednostek, ale i olbrzymie sumy pieniężne. Czy pan uwierzy,