Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/259

Ta strona została przepisana.

wania pana porucznika Śnicy. Niedługo stracę go z oczu.
— Dlaczego?
— Gdzieś przecie stąd wyruszę.
— Jeżeli pan ma zamiar wyruszyć stąd na zawsze, to będzie to ze szkodą, powiem prawdę, rodziny tego człowieka.
— Jakto?
— Znam tę rodzinę doskonale. Widziałem, że nieszczęśliwa pani Celina żywi dla pana przyjaźń. Powiem panu z całą szczerością, że lękałem się, trwożyłem w pierwszej chwili na myśl, czy między wami niema jakiego głębszego uczucia, jak się to zdarza u młodszych osób. Dlatego to wspomniałem żartobliwie o słomianej wdówce. Na szczęście widzę, że nic takiego nie ma do pana dostępu.
— A dlaczego pan nazywa panią Celinę „nieszczęśliwą?“
— Nie chciałbym o tem mówić z panem. Młodość Pana... Widzi pan, to jest bardzo nieszczęśliwa osoba, bardzo nieszczęśliwa.
— Nie myślałem.
— Ba! Nie tak to łatwo spostrzec. Pan mógłby jej wiele pomóc, przyczynić dobra.
— W jakiż to sposób, proszę pana?
— Przez rozciągnięcie nad nią moralnej opieki, przez dobre rady, przez samą obecność i pamięć o niej.
— Ale czegóż tak dalece brakuje, czy co grozi tej pani, żebym aż ja miał nad nią rozciągać opiekę?
— Czego jej brakuje? Co grozi? Wszystkiego jej