Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/266

Ta strona została przepisana.

młodego Jasiołda. Wyrobił nawet pozwolenie wstępu dla tego „obcego“ na posiedzenia, a to dla roboty protokółów, pisania natychmiast ważnych listów, prowadzenia wykazów, rachunków, spisów. Jasiołd siadywał w głębokiej framudze zakratowanego okna, przy stoliku, zawalonym papierami i szybko wykonywał roboty zadane. Zajęcie jego nosiło cechy wysiłku tak samo mechanicznego, jak podawanie cegieł, a jednakże przebieg rozpraw i narad dostawał się do jego świadomości i budził refleksye, przeszkadzając w szybkości i dokładności roboty. Skład osób radzących zmieniał się, odnawiał raz wraz, lecz główny szkielet, niejako, organizacyi pozostawał ten sam przez czas dłuższy. Bywali tam starzy i młodzi panowie, lekarze, inżynierowie, prawnicy, kupcy, rzemieślnicy, przemysłowcy, a nawet chłopi. Ostatni raczej na pokaz, niż z istotnej konieczności. Gwałtowniejszą połowicę zespołu tworzyła płeć piękna. Była to „lewica“ tego ciała, zostająca pod wodzą, a raczej pod urokiem pewnego legionisty, o którym złośliwa fama głosiła, że sam kwapi się nie tyle „w pole“, wciąż powoływane, ile właśnie do „rządu“. Mimo tych cywilnych raczej aspiracyi swoich, ów działacz był nawet podczas spokojnych „na tyłach“ konferencyj uzbrojony w długi miecz, który u jego boku plątał się jakoś nieswojsko, jak blaszany patyk. Nadto — tors owego wojownika zaopatrzony był w różne bojowo-oficerskie akcesorya, jak futerał od rewolweru, futerał od lornetki polowej, wielki żółty futerał na mapy militarno-polowe, — w krzyżujące się sznurki i rzemyki, co wszystko razem sprawiało