Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/272

Ta strona została przepisana.

żnej żmii, która w niewiadomości swej, w straszliwem swem posłannictwie, szuka, kogoby wszechmocnym jadem na śmierć porazić.
Pani Celina drżała na całem ciele wobec straszliwego dla niej zjawiska. Nogi gięły się pod nią. Usta bez przerwy szeptały modlitwy. Ciało waliło się na ziemię, a pot przerażenia zmywał je od włosów na czaszce aż do podeszwy stóp. Ręce wyciągały się bez wiedzy rozumu, wbrew woli, w trwodze, lęku i litości, dotykając z nabożną trwogą suchych, rozpalonych dłoni groźnego męża.


Po upływie dziesięciu dni od pierwszej operacyi, dokonanej przez chirurgów na poruczniku, pan Granowski zapragnął odwiedzić swego znajomego z Florencyi. Przyczyną tych odwiedzin nie było, rzecz prosta, jakieś wysokie współczucie, lecz raczej ciekawość bardzo prozaicznej natury, do jakiego też stopnia wojownik Śnica jest ubezwładniony przez otrzymane zranienia, — czy życiu jego zagraża niebezpieczeństwo, czy nie? Uzyskawszy pozwolenie, pan Granowski przybył do szpitala i wprowadzony został do małego pokoiku, w którym ranny oficer sam tylko przebywał. Okno tej izdebki wychodziło na głuche ściany i dachy sąsiednich kamienic, drzwi były zamknięte, to też w celi chorego panowała zupełna cisza. Porucznik miał się już lepiej. Poznawał żonę i syna, rozmawiał z lekarzami. Odrazu też lekkiem skinieniem głowy przywitał gościa. „Starszy pan“ wziął krzesło, ustawił je naprzeciwko twarzy Śnicy