Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/290

Ta strona została przepisana.

poganiał go w przeciwną stronę. Pewnego dnia, — już w grudniu, — gdy szedł, jak detektyw, za panią Celiną, biegnącą do męża, wiatr wyhuczał nad jego głową, w konarach drzew decyzyę. W istocie tak było: wiatr wyhuczał... Tegoż jeszcze popołudnia Jasiołd zgłosił się, jako ochotnik, do piechoty legionowej, został wciągnięty na listę, dostał kartę wojskową, wdział na się szary strzelecki przyodziewek w intendenturze. Zaraz począł chodzić na mustrę. Jeszcze dwa, trzy dni nocował „na górce“. Pocichu wchodził, pocichu wychodził. Żegnał się ze swoim kątem, z przeżytemi uczuciami. Ostatnie trzy dni... Ostatnie dwa dni... Już pojutrze! Już jutro! Ostatnia wreszcie zeszła noc... Och, jakież słowo wyrazić zdoła żal, wypełniający po brzegi jej ciemną czarę? Któż wypowie zemdlenie młodego serca? Któż zdoła wysłowić podźwignienie go przez wolę, która z nieustraszoną decyzyą patrzy w nadchodzące wygnanie?
Rano młody żołnierz miał już iść do koszar na stałe i wraz z „pułkiem“ swym wyruszyć niezwłocznie „na linię, w pole“. Przed niewesołem jutrem zeszedł na dół pożegnać panią Śnicową i wyrazić jej wdzięczność za wszystko dobro, które mu wyświadczyła. Wsunął się do przyciemnej kuchenki i poprosił służącą, żeby powiedziała pani o jego przybyciu. Pani Celina była jeszcze w rannym szlafroku i z włosami byle jak związanemi w węzeł na tyle głowy. Trochę zdumiona, wśród swoich udręczeń z racyi choroby męża, tą ranną wizytą, otworzyła drzwi do kuchenki i zawołała sąsiada do pierwszego pokoju. Na widok jego munduru wydała lekki okrzyk, stłumiony lękli-